Iran znów się przeliczył. Gdy w piątek przed świtem Izrael zaatakował jego najważniejsze ośrodki nuklearne oraz domy elity wojskowej i naukowej, zapowiadany odwet w zasadzie się nie wydarzył – poza rachitycznym atakiem dronów, które nie poczyniły Izraelowi żadnej poważnej szkody.
A było wiadomo, że coś się szykuje. Irańscy liderzy w dniach poprzedzających atak przekonywali, że kraj jest „gotowy na wszystko”, że „kara będzie straszliwa”. Reżim potrafi być zabójczo skuteczny wobec swoich obywateli, szczególnie kobiet. Ale wobec Izraela znów okazał słabość i jego kapitał polityczny krok po kroku się wyczerpuje.
Iran się przeliczył
Izrael twierdzi, że atak był niezbędny, aby zatrzymać reżim na drodze do bomby nuklearnej. I rzeczywiście ostatnie informacje Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej pierwszy raz od prawie 20 lat mówiły o tym, że Iran przekroczył „czerwoną linię”. Również amerykańskie służby alarmowały, że nieprzerwanie wzbogaca uran do poziomu prawie „atomowego”, a ze zgromadzonego materiału byłby już w stanie zbudować kilkanaście głowic nuklearnych. Jednocześnie trwały amerykańsko-irańskie rozmowy – w przyszłym tygodniu na szóstej rundzie negocjacji mieli się spotkać specjalny wysłannik prezydenta Donalda Trumpa Steve Witkoff i szef irańskiego MSZ Abbas Aragczi.
I tu właśnie Irańczycy się przeliczyli.