Życie w Medianie
No i znowu Końskie wybrały Polsce prezydenta. Reporter „Polityki” sprawdza, jak się tu żyje
Poniedziałek, tydzień po drugiej turze wyborów prezydenckich. Z miasteczka zniknęli już plakatowi Nawroccy i Mentzenowie, tylko Trzaskowscy zostali na paru balkonach i słupach. Miejscami wygląda to jak dumna deklaracja: nie poddajemy się. Gdzie indziej klęska – Rafał Trzaskowski rozdarty i bez twarzy.
Od rana na rynku emeryci szukają słońca, narzekają na zimno. Po szkole przychodzą młodzi z kebabami. W sobotę Neptun Końskie pokonał Moravię Morawica na własnym stadionie, czwarta liga świętokrzyska. Biją dzwony kościoła, ekspedienci gadają przed sklepami z przechodniami, kiosk „U Gojki” zawiadamia o kumulacji lotto, ciemnoskóry właściciel kebabowni wynosi stoliki na chodnik. Ludzie wracają z bazaru, na który w Końskich mówi się targowica. Analizują rzeczywistość: słychać, że truskawki potaniały, a śmietana do nich droga, bo musi być ta gęsta. Z kolei dobre kluski i biały ser trzeba wiedzieć, gdzie kupić. Ani słowa o polityce – było, minęło.
– Mediana – mówi Andrzej Mijas, dyrektor hali sportowej, sławnej z transmitowanych na cały kraj debat prezydenckich. – Struktura społeczna miasta i gminy Końskie to jest Polska powiatowa uśredniona.
Cyrk
Młodzi na rynku miasta nie znają słowa mediana, ale szybko sprawdzają w komórkach. Bez sprawdzania kojarzy im się z imieniem dla dziewczynki lub najazdem mediów na Końskie. Młodzi żyją: końcem roku szkolnego, wakacjami, szukaniem pracy na lato, byłą i przyszłą imprezą. O wyborach mówią niechętnie – zamknięty temat. Wiadomo: szybko połapali się, że kandydaci nagle młodych zauważyli i mizdrzą się o głosy. A po wyborach internety pęczniały od analiz, dlaczego młodzi głosowali tak, a nie inaczej.
– Kto by to czytał? – śmieje się Adam, licealista.