Maksymalne minimum
Szybko i bez trzymanki. Płaca minimalna rujnuje państwo? Obiecali więcej, rośnie wściekłość
Teoria jest taka, że o wysokości najniższego wynagrodzenia powinna decydować Rada Dialogu Społecznego, składająca się z przedstawicieli wszystkich zainteresowanych stron: związków zawodowych, organizacji pracodawców oraz rządu. Zgodnie z ustawą wzrost płacy minimalnej nie może być niższy niż tempo wzrostu cen w budżecie na 2026 r. prognozowane na 3 proc. Kwota proponowana przez MF ten warunek spełnia. Obiecywana przez Ministerstwo Rodziny rosłaby o 7,6 proc., czyli przebijałaby wcześniej prognozowany wzrost cen dwukrotnie. Bardzo hojnie.
Nigdy wcześniej stanowiska dwóch resortów w tym samym rządzie nie różniły się od siebie. – Zamiast dialogu mamy polityczny przetarg – ubolewa prof. Jacek Męcina z UW, reprezentujący w RDS Konfederację Lewiatan. Na stole leżą propozycje związków zawodowych, OPZZ oraz Solidarność wspólnie zażądały, aby obecna minimalna, wynosząca 4666 zł brutto (czyli 3510,92 zł na rękę) wzrosła do 5015 zł (3774 zł netto), bo inflacja wprawdzie szybko spada, ale koszty życia nadal są wysokie. Pracodawcy zrzeszeni w Radzie Dialogu Społecznego także zachowali się przewidywalnie. Twierdzą, że uzasadniony ekonomicznie byłby wzrost nie wyższy niż o 50 zł.
A co na to rząd? Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra pracy, już przed rokiem zapowiadała, że celem jej resortu jest, aby najniższa płaca wyniosła aż 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia, tyle ile w Grecji. Obecnie przekroczyła 52 proc. Po wyborach zastępca ministry publicznie zadeklarował, że w przyszłym roku minimalna wyniesie 5020 zł brutto, czyli więcej nawet niż oczekiwały związki. Ta informacja jednych ucieszyła, ale innych przeraziła.
Czytaj też: